Była sobie szara czapka pilotka, zrobiona przeze mnie na szydełku, i od jakiegoś czasu leżała...leżała... leżała. Cóż z nią było robić? Aż tu dnia pewnego (wczorajszego) rozmawiam z Dobrą Duszą o imieniu M. to o tym, o tamtym i pojawił sie temat czapek. Mówię, że zrobiłam kiedyś taką szarą, ale jakoś pomysłu na nią nie mam i raczej ją spruję, bo cóż po niej. I tak, od słowa do słowa, nagle olśnienie: przecież M. ma małego T. i może by coś dla niego wykombinować? Historia czapki krótka (choć swoje odleżała), a efekt widać poniżej: